Na tym blogu wielbimy ciemności. Nie ufamy zwolennikom Światła!
Oto opowiadanie na dziś:
Historia o Celestii i Lunie, I
Wiec tak: był spokojny poranek. Dwunastoletnia Celestia piła herbatę i przyglądała się poczynaniom
mamy przy karmieniu Luny. Myślała, że mama sobie poradzi, ale nie. Teraz jej
srebrno- błękitna grzywa miała plamy z
marchewki, a biała sierść zrobiła się lepka od cukru i kwaśna od cytryny.
Usiłowała użyć magii, ale Luna stanowczo się opierała.
- Mamo, może po prostu nie będziesz jej karmić marchewką?-
mruknęła znudzona Celestia. Codziennie to samo. Już wiedziała, co odpowie jej
matka.
- Ależ Celestio! Twoja młodsza siostra musi jeść warzywka. A ta marchewka jest
nawet z cukrem!- odkrzyknęła królowa Latarnia.
Biała klaczka przewróciła oczami. Mimo iż lubiła i Lunę, i
mamę, to czasem doprowadzały ją do szału. A może pójdzie z Frouteriną do
centrum handlowego? Warto chociaż do niej pójść.
Klacz wskoczyła pod prysznic, umyła się dokładnie, aż jej
futerko lśniło, umyła zęby, uczesała grzywę i ogon, po czym przejrzała się w
lustrze i mruknęła:
-Och, nie mogę się doczekać, kiedy moje włosy zaczną falować
i unosić się! Ale ze zwykłymi też wyglądam nieźle.
Po chwili wyskoczyła z łazienki, w pośpiechu chwyciła
gotówkę i wybiegła z domu, rzucając na odchodne:
-Idę do Frouteriny!
Gdy przekroczyła próg furtki, usłyszała krzyki mamy. Prędko
zawróciła, po czym wpadła do domu i stwierdziła, że krzyki dobiegają z salonu.
Pognała tam szybko, a ostatni odcinek korytarza pokonała w locie. Wpadła do
salonu i ujrzała okropny widok.
Obok kominka był otwarty portal. Łapska diabłów porywały jej
matkę!
Latarnia krzyczała, wyrywała się, chciała uciec! Celestia
szybko chwyciła jej przednie kopyta swoimi, po czym zaczęła ją ciągnąć. Jednak
diabły były silniejsze. W ostatku sił królowa zrzuciła koronę z głowy na dywan. Po chwili
portal się zamknął.
Celestia miała łzy w oczach. Włosy oklapły jej jeszcze
bardziej niż wcześniej. Po co powstrzymywać łzy, skoro nikt nie patrzy,
pomyślała klacz. Po chwili z jej oka spadła łza w kształcie złamanego serca.
DZIESIĘĆ LAT PÓŹNIEJ
Jedenastoletnia Luna
leżała w swoim pokoju na granatowej poduszce. Czytała swoją ulubioną książkę o
nocy i magicznych mocach z nią związanych. Daleko w Sali Koronacyjnej Celestię koronowano na królową.
Teraz powinien trwać bankiet na jej cześć. Klaczka pomyślała, że jeśli już ma
to zrobić, to zrobi to teraz. Po cichu otworzyła drzwi. Spokojnie, słychać
muzykę. Bardzo dobrze słychać.
Wymknęła się na korytarz, po czym pognała do pokoju
Celestii. Otworzyła drzwi i rozdziawiła buzię ze zdumienia. Och, jak bardzo jej
pokój różnił się od pokoju Luny! Zamiast kilkunastu książek tu było ich całe
mnóstwo! Na ścianach nie było plakatów, jedynie kilka rodzinnych zdjęć. Po
chwili klaczka znalazła to, czego szukała. Jednak coś bardziej przyciągnęło jej
uwagę. Na honorowym miejscu, tuż nad łóżkiem, wisiał stary
rysunek Luny. Co prawda klacz nie umiała wtedy ładnie
rysować, ale podpisała koślawymi literami rysunek:
Mama Tata Celestia Ja
Koniec części pierwszej o Celestii i Lunie